Oppenheimer
Polish

Oppenheimer

by

cinema

Wczoraj oglądałem ten osławiony film o ... A właśnie o czym? Po skończeniu filmu, patrząc na napisy końcowe, zacząłem dyskusję z przyjaciółką, czy ten film jest biograficzny, czy nie. Moim zdaniem - nie jest. Zaczniemy od tego faktu, że reżyser jakby kilka razy zmieniał cel tego dzieła. Czasami miałem wrażenie, że patrze na historie budowania bomby jądrowej, gdzie zespół naukowców oraz wojskowych musiał zademonstrować prawdziwe wyzwanie i moc nauki. Czasami to wyglądało jak ostry antywojenny autorski przekaz. Zgadzam się z przyjaciółką, że większość tego filmu jest biograficzna. Jednak i w tym gatunku mam wiele pytań do zamysłów reżysera. Najważniejsze pytanie — jak główny bohater się otworzył przez: swoją obsesję do nauki na początek, zdrady i lojalność w życiu prywatnym, traktowanie kolegów w prace, racjonalne oraz zabujcze sugestii do zniszczenia japońskich miast i sumienie po wojnie. Rozumiem, że prawie każdy człowiek jest niejednoznaczną istotą. Tylko tę reżyserskie spojrzenia na Oppenheimera nie odbiło się we mnie, jak jednolita uczciwa osoba, której mógłbym współczuć albo nienawidzić. Raczej w mojej percepcji to wygląda, jak zdjęcia człowieka w różnych warunkach ale bez powiązania pomiędzy sobą. Trudno przez to odczuwać jego w całości.

Widzę, że już napisałem wiele krytyki, co może wywołać u Państwa wrażenie, że nie przypadłem do tego filmu. No nie. Liczę tę dzieło jak dobre i znacznie dla kinematografii. Zwyczajnie najpierw zjadam niesmaczne dania, a ulubione i słodkie zastawiam na koniec. Tak i tu — zmierzam pochwałami zakończyć ten wpis.

Tak się wydarzyło, że mam wykształcenie jak fizyk. Ponadto pracowałam dwa lata jak laborant i robił badania naukowe. Dlatego te nazwiska i postaci ze złotego wieku fizyki odzywały się we mnie (podejrzewam tak) bardziej niż w innych widzów w sali. Dla mnie to było zaskakujące zrozumieć, kto i gdzie z tych wielkich naukowców pracował. Zwłaszcza, kto brał udział w budowaniu bomby jądrowa. Dodatkowe, miałem kiedyś bardzo przestarzałego profesora, który brał w tym udział z radziecką strony. Wiele czasu ten staruszek poświęcił swoim wspomnieniom. Było tam dość szczegółów technicznych, na które zwracałem uwagi w filmie. Od tego profesora wiem, jaka niezbędna informacja była skradziona u Amerykanów i używana naukowcami i inżynierami radzieckimi.

Druga rzecz, która mnie zachwyciła, to wynalazki reżyserskie w jego grach z czasem, kolorem i jak były stworzone sceny sumienia Oppenheimera. Zwłaszcza te oskarżenia w dwumyślności — robić broń i oferować skuteczne wykorzystanie, a jednocześnie łagodzić własne sumienie nadzieją, że ta broń utrzymuje wszystkie wojny. Jak już napisałem, nie udało mi się poznać Oppie przez grę tego aktora z mrożonymi i czasami oczami wariata. Jednak udało się reżyserowi zrobić wyraźne otoczenie innymi ludźmi — żoną, kolegami, oficjelami. Byli żywy i ważny. (No bo ani w nauce, ani w budowaniu takiej broni żaden geniusz nic nie zrobi bez tysiąc innych osób).

Dwie sceny z filmu naprawdę zrobiły na mnie wrażenie. Pierwsza — to dyskusja o wyborze miasta do zniszczenia. Kiedy każdy uczestnik ze zimną krwią proponuje i uzasadnia, ilu ludzi musi być zabito dla skutecznego efektu. Druga scena — to dziwna rozmowa z Trumanem. Reżyser zrobił je bardzo po mistrzowsku. Kiedy na te sceny patrzyłem to jednocześnie pamiętałem, że ta okropna racjonalność nie powiodła władców i ich doradców. Japonia kapitulowała w kilka dni i to uratowało więcej ludzi z obu stron tej wojny (wierzę w to, bo czytałem, jak Japończycy bronili wyspy Okinawę i Iwodzimę). To taka diabelska matematyka, która paraliżuje mózg, kiedy próbujesz przedstawić siebie stojącym przez takim wyborem.

Oczywiście, że polecam ten film do oglądania. Nie jest perfekcyjny, ale opowiada nam o bardzo ważnych zdarzeniach i stawia trudne pytania.

3