Natchnione Faustem
Polish

Natchnione Faustem

by

biology
daily life

Słuchając audiobooka, w którym główna postać cierpi egzystencjalny kryzys i wychodzi z niego przez - tak powiem - zwykłą miłość zmysłową, trochę zastanowiłem się nad niezbędnością szczęścia, a również, nad niemożliwością nasycenia tym szczęściem. A jeszcze nad słabością naszego męskiego gatunku, kiedy jesteśmy w stanie zakochania. Ale po kolei.

Muszę mówić wyłącznie o sobie, chociaż podejrzewam to samo też u innych ludzi. Mamy taki wbudowany kompas, który jednocześnie jest dźwigiem. Kiedy ten kompas pokazuje kierunek z nadzieją na szczęście, natychmiast dźwig ciągnie nasz umysł i intencji w celu osiągnięcia tego ponętnego pragnienia. Pod kolami tej siły trzeszczą kości naszego sumienia i naszej etyki. Tak się może zdarzyć, że nasza jednostka utknie w tych kościach i głos rozumu będzie walczył z głosem pożądania beż żadnego zwycięstwa, męcząc ich właściciela.

Druga myśl, że nie możemy zostać usatysfakcjonowani dłużej niż na chwilę, nawet kiedy osiągnęliśmy ten pociągający cel. Istnieje takie opinie, że odczuwamy szczęście wyłącznie w procesie pomyślnego postępu ku pożądanemu obiektowi. Wygląda na to, że w moim przypadku to jest prawdą.

Na koniec, chciałbym wyznać winy — nigdy we własnym życiu nie przekonałem (samodzielnie) własnej namiętności przez swoje rozważania albo moralność. Chciałbym wierzyć, że ta niezwyciężona siła zakochania nie pochodzi tylko z hormonów i seksualnej potęgi. No bo to wstyd dla umysłu przegrać z gruczołami.

1